sobota, 2 marca 2013

Pierwsza randka.

Siemka:)
Od wczoraj nie będę owijała w bawełnę, tylko od razu dawała opowiadanie:)
Więc zacznijmy.


   Spałam jak zabita, gdy nagle znowu o ósmej obudził mnie dzwonek mojego telefonu. Czy on nie może sobie odpuścić?
   Rozłączyłam się i napisałam mu sms'a ,,Śpie, więc nie mogę rozmawiać''. Po minucie doszła odpowiedź ,,Przepraszam, już nie będę przeszkadzał. Tylko pamiętaj, o piętnastej po Ciebie przychodzę! :)''. No tak! Umówiliśmy się wczoraj i on na  FB. napisał, że idzie na ''randkę'' a to jest zwykłe spotkanie. Czemu wymyślił od razu coś takiego? Ale cóż, serce nie sługa i w głębi duszy byłam szczęśliwa, co próbował nie ujawniać światu mój umysł. Przypomniał mi się stary, dobry suchar ''Gdzie dogadują się serce i rozum? W reklamie!'', kiepski dowcip, ale prawdziwy.
   Spałam tylko pięć minut, bo myśli miałam zajęte. I jak tu się wyspać w wakacje, skoro ma się takiego... kolegę? Trudno, przynajmniej się wyszykuję. Nie widziałam go przez dobry tydzień, to będzie chyba pierwszy raz w te wakacje. Ale ''chyba''.
   Wyszłam z łazienki i pobiegłam na dół do kuchni. Nie śpieszyło mi się, to był odruch. Zjadłam kanapkę z nutellą i poszłam na górę do mojego pokoju i posłałam łóżko.
   A ubrana byłam normalnie. Białe dżinsy, jasnozielone skarpety, biała T-skirt z żółtoczerwonym napisem i na to rozpięta niebieska koszula w różowe i białe cienkie kratki. We włosach miałam czarną opaskę i wyglądało to dosyć dobrze. Nie ubierałam się z myślą o spotkaniu z Nathanem, tylko o wygodzie i modzie. No, o estetyce ubioru. A do tego ubiorę trampki. To dobra kompozycja.
   Siedziałam przed laptopem i spojrzałam na godzinę. Czternasta pięćdziesiąt pięć. Zadzwonił telefon.
   - Będę za pięć minut. Bądź gotowa.
   - Spoko. Do zoo! - i się rozłączył.
   Wyłączyłam kompa i poprawiłam włosy oraz kołnierzyk. Podeszłam do lustra. Dobrze było. Wyjrzałam przez okno. Już idzie. To nie było pięć minut! Na wszelki wypadek, zbiegłam na dół i zaczęłam ubierać trampki. Mama na mnie spojrzała pytająco.
   - Idę na spacer z Nathanem. Spoko, wrócę jak najwcześniej, najchętniej zostałabym w domu - powiedziałam zgodnie z prawdą. Mama wywróciła oczami i odwróciła się w stronę kuchni. Kiedy tam weszła zadzwonił dzwonek od drzwi. Otworzyłam je pośpiesznie.
   - Cześć - powiedział.
   - Cześć - odrzekłam.
   Zauważyłam, że dobrze się ubrałam. Nie był dziś upał, a Nathan też miał koszulę. Wyglądał podobnie jak na zakończeniu roku szkolnego. Ale miał dłuższe, ładniejsze włosy. Przybrały jaśniejszy kolorek. Uśmiechnął się i rzekł:
   - Widzę, że jesteś gotowa. No chyba, że się mylę.
   - Nie, nie. Ja jestem gotowa. Możemy iść. - Wyszliśmy z domu. I to on zamknął drzwi.
   Doszliśmy do furtki, otworzył ją, przepuścił mnie, poszedł za mną i zamknął furtkę. Muszę przyznać, był uprzejmy.
   Zaprowadził mnie na plac zabaw! Już miałam się zaśmiać, kiedy on nagle złamał mnie za rękę. Byłam zaskoczona tym gestem.
   - Przepraszam, że akurat to miejsce, ale nie miałem lepszego pomysłu.
   - Nie, no spoko. Mam fajne wspomnienia z tego miejsca! O, jak się huśtałam na tamtej huśtawce to kopnęłam w głowę Kubę. He, he. Ale był ubaw. Należało mu się.
   - Nie wnikam w to.
   - Tsaaaa....
   - Zapraszam do tego domku nad zjeżdżalnią.
  - Skorzystam z tego zaproszenia. - Uśmiechnęłam się. Schodki na górę zjeżdżalni o domku były malutkie i trudno było wejść. Nathan złapał mnie w talii i podniósł tak, że natychmiast znalazłam się na samym szczycie. On dosyć szybko do mnie doszedł.
   Schyliłam się, żeby wejść do małego domku przez drzwi dla dzieci z zerówki. Zobaczyłam rozłożony kosz w czerwono-brązową kratkę i koszyk piknikowy na środku. Nathan zaprosił mnie gestem, żebym przysiadła. On zajął miejsce naprzeciwko i się uśmiechnął. Wybrał idealną porę, bo zaczął padać deszcz i strasznie grzmiało. No cóż, chyba nie wrócę za szybko do domu, jak ma tak dalej padać.
   - Zaplanowałeś taką pogodę?
   - Pogodę nie, ale miejsce tak. I widzisz, dobrze trafiłem. - Zaśmiał się triumfalnie.
   - No, to co będziemy robić przez resztę dnia? - Spojrzałam na wielki kosz piknikowy.
   - Cóż, rozmawiać, śmiać się i wziąłem Smartfona. Jak będziesz chciała, to możesz wejść na Fejsa.
   - Wątpię, żeby tu był net. Po za tym, nie po to tu przyszłam.
   - Więc zaplanowałaś co będziemy robić?
   - To zostawiłam tobie. Lubię niespodzianki.
   - A jeżeli chodzi o ciebie, to lubię je robić.
   - Heh, nie przeginaj. Ale miło, że jesteś miły. Na początku myślałam, że będziesz jak drugi Marek. Zachowywałeś się jak idiota i to dlatego.
   - Śmieszne, ja cie uznałem za kujonkę! Ale potem, wszystkie dziewczyny się na mnie tak dziwnie gapiły i coś do siebie mówiły. Do ciebie również, ale ty nie zdawałaś się zainteresowana tym, co one mówią. I to mi, można powiedzieć, zaimponowało.
   - Powiedziałabym, że mi miło, al eza tę kujonkę, no to już przesadziłeś!
   - Sorki, taki ze mnie dziwny typ.
   - I cały mój. - Wreszcie! Mózg i serce się zgadali. No, chociaż jeszcze się nie czułam swobodnie w jego obecności, ale za to mogłam mówić to co myślę.
   - Tak, cały twój. I to mi się podoba. - Powiedział uradowany.
   Po godzinie zniknęło co nieco z kosza, a ja się coraz lepiej czułam przy nim. Chyba jednak, dobrze, że posłuchałam się głosu serca. Normalnie, to siedziałabym teraz przed kompem, a tak spędzam miło czas z moim chłopakiem. O! I wreszcie się nie waham! Tak, to będzie coś. Nie mogę się doczekać dnia kolejnego, ale i nie chcę, by ten się skończył.
   Pośmialiśmy się, pogadaliśmy i lepiej poznaliśmy. Żałowałam, że na samym początku nie uznałam go za fajnego gościa. Było mi głupio i kilka razy to wtrąciłam.
   - Ach, jaka ja byłam głupia, że tak źle o tobie myślałam! - użalałam się.
   - To nie twoja wina, tylko mojego charakteru. To dopiero przy tobie zmieniłem się na lepsze. - Przeczołgał się do mnie i objął ramieniem. Położył głowę na moim barku, a ja swoją głowę oparłam na jego. Słychać było jak się uśmiechnął. Odwzajemniłam to. Było tak fajnie. Poco modliłam się o to, by ten dzień nie nadszedł? Teraz chciałam tylko, by ten dzień, ta chwila trwała w nieskończoność. Było fantastycznie, niesamowicie, cudownie.  To on przerwał ciszę, czego nie miałam mu za złe. Szepnął:
   -Wiesz, kocham cie.
   - Ja ciebie też.
   Ta chwila była piękna. Wsłuchiwaliśmy się w burze i bicie naszych serc. Nagle słychać było piorun. Nathan wtulił się we mnie mocniej. Zapytałam:
   - Boisz się?
   - Nie, a ty?
   - Też nie. - i również się w niego wtuliłam. Byłam w niebo wzięta. Już nigdy go nie opuszczę.
   Nagle stała się okropna rzecz. Była już osiemnasta i przestało padać! Musiałam wracać do domu. Nathan o tym doskonale wiedział.
   Przeniósł się naprzeciwko mnie i dzielił nas kosz piknikowy. Wyciągnął z niego paczkę Oreo, dwie szklanki i malutki kartonik mleka.
   - Chyba nie starczy go na dwie szklanki. - Stwierdziłam i złapałam kartonik.
   - Na dwie nie, ale na jedną, w końcu mamy tylko zamoczyć ciastka. - I tu miał rację. Uśmiechnął się triumfalnie i nalał mleko. Ja otworzyłam paczkę ciastek i  wzięłam jedno. On zrobił to samo.
    W tym samym czasie włożyliśmy ciastka do szklanki i nasze Orea się puknęły. Popatrzył na mnie i niem zdążyłam mrugnąć już utknęłam w jego pocałunku. Trwało to tylko ze dwie minuty.
   - Przepraszam, ale wylałem mleko. - Spojrzał na koc i zaśmiał się łobuzersko. W końcu przeniósł wzrok na mnie i moją koszulę. Była cała w mleku!
   - Spokojnie, ta koszula już rano miała w planach znalezienie się w pralce na koniec dnia. - Zaśmiał się i podał mi bluzę. Ściągnęłam koszulę i założyłam tę bluzę. Mój T-skirt naszczęście ocalał.
   - No, chyba musimy się zbierać. -zakomunikował.
   - Gdyby tylko mi się chciało - dodał
   - A myślisz, że ja chcę? - Usiadł koło mnie i przytulił się. Odwzajemniłam to.
   Jednak, miał rację. Musimy już iść.
   - Pomogę ci układać.
   - Zwariowałaś?! Zaraz wyślę komuś sms'a i przyjdzie ekipa sprzątająca.
   - Do Bartka czy Mariana?
   - Barttka. - I wszystko było jasne. Jak wysłał wiadomość, nie bojąc się kałuży na zjeżdżalni zjechał w dół i mnie też zachęcał.
   - Już dostatecznie zmokłam! - zawołałam.
   Wzięłam swoją koszulę i skoczyłam ze schodów. Szliśmy do mojego domu pogrążeni w rozmowie.
   Przed furtką dał mi całusa w policzek i grzecznie się pożegnał. I tak minął ten dzień. A mógł by trwać wiecznie...


 















   

czwartek, 28 lutego 2013

Wizyta u Natalii

   Pierwszy tydzień wakacji minął w bardzo szybkim tempie. Był kolejny poniedziałek i dziś miałam zaplanowaną wizytę u Natalii.
   Była ósma i drzemałam w najlepsze, kiedy nagle obudził mnie dzwonek mojego telefonu. Kto normalny dobijałby się do mnie o tej porze? Chociaż, normalność to pojęcie względne.
   Wygramoliłam się z pod kołdry i zobaczyłam kto dzwonił.
   Nathan.
   Skąd on miał mój numer? Chociaż, to nie było takie istotne. Od tygodnia jesteśmy parą. I chyba ma prawo posiadać mój numer telefonu. Najgorsze było to, że mnie obudził! Ale nie czas na głębokie rozmyślenia! Odebrałam telefon i zaspanym głosem, jeszcze ziewając powiedziałam:
   - Halo?
   - Cześć Aniołku. Jeszcze śpisz?
   - Nie nazywaj mnie ''Aniołkiem'' - nie krzyknęłam, byłam zaspana - i tak, jeszcze śpię, w końcu jest środek nocy! - Ziewnęłam i miałam nadzieję, że nie kłamię. Nie orientowałam się w czasie. Dopiero on mi powiedział:
   - Środek nocy? Jest ósma.
   - Dla mnie środek nocy. Są wakacje i  ten poniedziałek chcę się wyspać! - Wreszcie mogłam krzyczeć.
   - Spoko. Nie chciałem ci przeszkadzać. Tylko, czy masz jakieś plany na dzisiaj? Nie licząc długiej drzemki.
   - To zależy.
   - To robisz dziś coś specjalnego?
   - A o co chodzi?
   - Czy może byśmy gdzieś razem wypadli...
   - A, o to chodzi.
   - Nom...
   - Sorki. Już kilka miesięcy temu zarezerwowałam ten dzień. Idę do Natki. Przykro mi. Może jutro? - proszę nie zgódź się, proszę nie zgódź się!
   - Zgoda. To do jutra. - I się zgodził.
   No nie! Chciałam wrzasnąć do słuchawki, ale nie umiałam. Coś mi odebrało mowę i mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie! Nie chciałam! Czemu serce góruje nad mózgiem? Czemu choć raz nie mogę się go posłuchać? Głupie serce.
   I tak w punkt trzynasta nadusiłam dzwonek do drzwi domu Natalii. I dobrze. Przy niej zapomnę o moim... chłopaku. Brrr, od tego przeszły mnie ciarki.
   Cały dzionek u Natki dobrze mi zrobił. Ale, po powrocie do domu od razu zadzwonił mój telefon. Jak by osoba do mnie dzwoniąca mnie obserwowała, żeby wybrać dobry moment. Cóż, nie trudno się domyśleć, kto do mnie zadzwonił. Nathan był zaniepokojony, co robiłam przez cały dzień. Mówiłam mu, że byłam u Naty i rozmawiałyśmy, ale przede wszystkim podkreśliłam, że ''to nie twoja sprawa''. I po kolacji i kompeli położyłam się wygodnie na łóżku i odpłynęłam.     

sobota, 23 lutego 2013

Zero świadomości

Hej:)
Wczoraj stało się! Aniela i Nathan są razem! Ale to dopiero początek ich miłosnej przygody! Czy wiecie, że Nathan jest dosyć szalony? Chociaż, to za mało powiedziane! A zresztą, sami się przekonacie, po dzisiejszym opowiadaniu. Tylko przypominam, to wytwór mojej wyobraźni, nie bierzcie tego na serio! 
Przed wami część czwarta mojego romantycznego opowiadania!

Cz.4. Zero świadomości
   W nocy dręczyły mnie straszne sny. No, nie wiem czy straszne, bo śnił mi się Nathan i ja, a to od wczoraj mój chłopak! Co ja zrobiłam! Czy jestem normalna? Czy ja miałam pojęcie w co się pakuję? Przez ten czas zdążyłam go poznać, wiem jak się zachowuje i jedno jest pewne, nie byłam świadoma swoich czynów! 
   Więc odpowiedź na moje pytania, brzmiała ,,nie''.
   A obudziłam się w sposób, w jaki budzę się z koszmarów. Siedziałam wyprostowana na łóżku z rozdziawionymi ustami. Byłam przerażona, że potrafię sobie coś takiego wyobrazić w takiej jakości! Po za tym, nie wiem czy to było normalne. 
   Wygramoliłam się z łóżka w mojej szarej piżamce w małpki. Nagle doszły mnie odgłosy gitary gdzieś za oknem i śmiechy mojej rodzinki. Więc pociągnęłam za sznurki i zrulowałam roletę. Za moim oknem nic nie było. Zbiegłam po schodach, żeby się dowiedzieć skąd dobiegają te odgłosy.
   Zimne schodki były idealnym lekarstwem na moje spocone przez kołdrę stopy. Przystanęłam na półpiętrze. Było otwarte okno i wiał kojący, lekki wiaterek. 
   Z powodu, że owe okno było nisko umieszczone przykucnęłam i zobaczyłam grającego na gitarze Nathana i w rytm granej muzyki śpiewał ,, ...kochaj mnie nieprzytomnie, jak zapalniczka płomień, jak sucha studnia wodę...''. Próbowałam stłumić śmiech zakrywając usta ręką. Lekki chichot wydostał się na światło dzienne. 
   - Weź mu coś powiedz! Mam dość słuchania tego hałasu! Zrób coś Aniu! - Krzyczał mój młodszy brat. A powiedział ''Aniu'' jako skrót, bo był zbyt leniwy na powiedzenie mojego imienia. Z resztą, w rodzince nie tylko on tak do mnie mówił. A babcia mówiła ''Anielo, Aniołku, chodź'', kiedy wołała na obiad. Ale dzisiaj tak nie było. Jak na razie. Bo wszyscy śmiali się z mojego chłopaka. Zirytowałam się lekko, bo znowu zaczął fałszować i grać jeszcze głośniej. 
   Otworzyłam szerzej okno i zawołałam:
   - Nie to okno, geniuszu! - Wzruszył ramionami i powrócił do śpiewów. Westchnęłam ciężko i włożyłam klapki, po czym wyszłam z domu. 
   - Masz świadomość, że całą moja rodzina siedzi w kuchni przed oknem i się z ciebie nabija? Wiesz jak będę się czuła, kiedy odejdziesz i stawie się z nimi na obiedzie? Pomyślałeś o mnie?
   - Myślałem, i skoro boisz się, że jak odejdę będzie ci z tego powodu źle, to zostanę.
   - Nie, Nathan! Chodzi mi o to, żebyś przestał grać i śpiewać! No, bo nie umiesz i robisz mi wstyd! I będzie jeszcze gorzej, jak się babcia i mama dowiedzą, że mam chłopaka - przy ostatnim słówku trochę się zawahałam -  to będę miała nie przyjemności! Po za tym, przez to, że spowodowałeś śmiechy w moim domu, nie miałam szans na wyspanie się! - musiałam skłamać, żeby sobie poszedł.
   - No to idę. Spotkamy się, kiedy indziej. - I poszedł. 
   Wróciłam do domu. Nie uniknęłam różnorakich tekstów od osób będących świadkami tego, co zaszło przed domem. Ale jakoś to przeżyłam. I zauważyłam, że moje włosy, to istny kogel mogel a na sobie miałam piżamę w małpki! Ale, jakoś przeżyłam spotkanie z moim ''chłopakiem''. 
   Co ja sobie myślałam?! Czemu zgodziłam się i zostałam jego... A!!! Ja, ja nie byłam świadoma! To przez to moje świadectwo w paskiem nie byłam poczytalna! Wczoraj to ja nie byłam świadoma swoich czynów, dzisiaj on. Po prostu, jesteśmy głupkami, jesteśmy, właśnie, czym jeszcze? Czemu, czemu, czemu?! Czemu się w to wplątałam...
   Wiem! Bo wykazałam zero świadomości. Poprostu.  

piątek, 22 lutego 2013

Dwa opowiadania

Hejka:)

Ostatnio było, jak Nathan i Anniela się poznali. Dziś jak przebiegał każdy dzień Annieli do czasu końca roku szkolnego. A skoro, te dni są tak krótko opisane, zmieściło się drugie, ciekawsze opowiadanie:)

Cz.2. Zwyczajny dzień
   Wstałam o szóstej czterdzieści (bo pierwsza lekcja o siódmej trzydzieści), ubrałam się, zjadłam śniadanie, umyłam zęby i wyszłam do szkoły. To był zwykły poranek i początek zwykłego dnia. Tak myślę, bo to pierwszy dzień po oficjalnym przedstawieniu '''nowego'' o imieniu Nathan. Ni eboję się, nie jestem podekscytowana i szczerze mówiąc, nic mnie on nie obchodzi! Nech robi co chce, byle tylko nie kosztem mnie i moich przyjaciół! On nie będzie się wtrącał w moję życie, a ja w jego. Takie jest moje postanowienie i za nic, nie złamię jego zasad!
   Weszłam do szkoły i uśmiechnęłam się do stojących przy grzejniku Julii i Leny. Były pogrążone w rozmowie, więc nie odwzajemniły uśmiechu. Weszłam do szatni, która była pusta. Po wyjściu poszłam na górę.
   Spotkałam Natalię i zaczęłyśmy rozmawiać jak nakręcone o różnych, nieważnych tematach. Zaczęłyśmy się śmiać i wtedy zauważyłam, że Nathan zaczął na nas dziwnie patrzeć. Na sekundę nasze oczy się spotkały. Jak najszybciej odwróciłam wzrok i znowu pogrążyłam sie z  Natą w rozmowie.
   Na lekcjach byłam spokojniejsza, ale czasem zauważałam, że Nathan się na mnie patrzy! Ale miałam nadzieję, zę to moja wyobraźnia płata figle przez nudy na matmie, polaku, angolu, ale żeby na wf'ie?! Nie no, nie panikujmy, chyba nie zgupiałam do tego stopnia, że nudzę się na mojej ulubionej lekcji! 
   Byłam taka szczęśliwa, gdy zadzwonił ostatni dzwonek, obwieszczający koniec moich lekcji! Wróciłam szybko do domu odprowadzana przez przyjaciół. 
    Kolejne dni  mijały tak samo, no oczywiście chłopaki wymyślali ciągle coś nowego, były przypały, śmiechy, zwały, kawały, obrywania od piłki (ja kopałam, a chłopaki obrywali) i nauka... 


Cz.3. Na koniec roku
   Wreszcie nadszedł długo oczekiwany przez wszystkich dzień. Koniec roku szkolnego! Ubrałam się na tę okazję w moją galową czarną sukienkę w białe kwiatki i czarne buciki z kokardką. Wyszłam z domu, było bardzo ciepło i pokonałam dziesięć minut drogi dzielące mój dom od szkoły. Przy okazji natknęłam się na kilku znajomych i porozmawialiśmy w drodze do szkoły.
   Po wejściu do środka oni poszli w lewo a ja w prawo i spotkałam się z Natalią. Pogadałyśmy, pośmiałyśmy się, posmuciłyśmy i w końcu, umówiliśmy się, że będziemy się odwiedzać w wakacje. 
   Zauważyłyśmy, że trzeba wejść na salę, więc wmieszałyśmy się w tłum i wkroczyliśmy na apel. Zajęłyśmy miejsca w czwartym rzędzie i słuchaliśmy kolejne nazwiska osób, które podchodziły odebrać świadectwa. 
Podczas tego słuchania, czułam, że ktoś mnie obserwuje. Ale w końcu, jest apel, koniec roku i wszyscy się żegnają. Na pewno Natalia na mnie patrzy. Spojrzałam na nią, a ona przyglądała się odbierającym dyplomy trzecioklasistą. Więc to nie ona. Odwróciłam się i nikogo nie zauważyłam. Hmmm. Musiało mi się wydawać.
   W końcu padło moje nazwisko. Wstałam i od razu się większość zebranych na mnie spojrzała, kiedy podeszłam i odebrałam moje świadectwo wraz z książką. Wreszcie jakaś gruba, normalna książka, którą przeczytam! Jak będę miała czas... 
   Wróciłam na miejsce i poszła Natalia. Z uśmiechem odebrała swoje świadectwo i znowu przysiadła koło mnie. Oglądałyśmy nawzajem swoje książki i się zgodziłyśmy ,,w zeszłym roku były gorsze''. 
   Minęło trochę czasu i mieliśmy wrócić do klas. Udaliśmy się do naszej 22 i pani rozdała resztę świadectw. 
   Po rozdaniu pożegnałam się z Natalią i resztą dziewczyn z klasy. Nie zapomniałam o niektórych chłopakach.  Opuściłam szkołę i nagle poczułam, że ktoś mnie trzyma za nadgarstek. Odwróciłam się i moim oczom ukazał się Nathan. Miał białą koszulę, luźne spodnie dżinsowe i adidasy z Nike. Jego włosy były nażelowane. Utknęłam w jego wzroku. Moja ręka próbowała się wyrwać z jego uścisku, lecz po chwili przestałą stawiać opór. On pierwszy zabrał głos.
   - Aniela, mam sprawę, bo , nie wiem czy wiesz, ale ja...
   - No, wykrztuś to z siebie, bo mam zamiar iść świętować.
   - Poczekaj, to nie jest takie łatwe...
   - Ok. Ale wiesz, pierwszy raz cie widze w tym stanie. Może pujdziesz do lekarza? - próbowałam moim tonem głosu dać mu do zrozumienia, że nie chcę z nim gadać, ale powiedziałam te dwa zdania z troską. Martwiłm się co go trapi! Znów utonęłam w błękicie jego oczu, ale nie na długo.
   - Muszę ci przekazać coś ważnego. A koniec roku jest idealny, bo nikt się nie dowie, kiedy to nie wyjdzie.- mówił troszkę bez ładu i składu, ale głos miał tak aksamitny, że z jego oczu wyswobodził mnie jego głos. Był, bał się, że... No właśnie, czego?
   - Aneilo, dręczy mnie to i muszę to z siebie w końcu wydusić! - przybrał złowrogi ton głosu. Trochę się przestraszyłam. Przed chwilą miły i strachliwy, a teraz dziki jak lew. Spojrzałam mu głęboko w oczy. Przybliżył się do mnie i wyszeptał:
   - Kocham cię.
   Byłam zaskoczona. Spojrzałam na niego pytająco. Byłam pewna, że to żart. Ale jednak. Te dwa słowa, wywołały wielką zmianę. Poczułam coś w brzuchu, serce zaczęło bić szybciej. Może to dlatego nie chciałam mu się wtrącać w życie? Może to wina tego, że mózg wiedział co knuje serce i nie chciał do tego dopuścić?
   Patrzyłam na niego. Nie wiedziałam co powiedzieć, byłam w kropce. Zaraz ktoś mógł wyjść ze szkoły i spojrzeć na nas i ujrzeć w jego oczach lęk i determinację, a w moich zmieszanie i niepeność.
   - Będziesz ze mną... - znowu się zawachał. A w moim ciele toczyła się walka między rozumem, -mówił, że to idiota, nieuk, i że znajdę ogoś lepszego- a sercem - mówiło, że to ten jedyny, że go kocham i za wszelką cenę mam powiedzieć ,,tak'' - zwycięsce w tym boju miałam wyznaczyć ja. Oczy napłynęły mi do oczu, chyba jedna ze stron się poddała. Kąciki moich ust się podniosły. O nie! Serce wygrało! Jak to możliwe! Ja jestem za rozumem, nie mogę! Nie mogę! I pokiwałam głową. Co ja zrobiłam! 
   Przytulił mnie i zrobił obrót. Zobaczyłam, że się uśmiecha. Nie miałam już łez, użmiechu też i powiedziałam:
   - Tylko nie zachowuj się jak kretyn i jeżeli okaże się, że to żart, spiorę cie na kwaśne jabłko! 
   - O nic się nie martw. Będziesz szczęśliwa. Obiecuje, że w szóstej klasi enawet poprawie stopnie! - No ja mam nadzieję, pomyślałam. 
    Rozeszliśmy się i dopiero do mnie dotarło, że muszę zmienić status na FB, bo mam chłopaka! 




Dzięki za przeczytanie i proszę o recenzję w komentarzach:)
   
    


środa, 20 lutego 2013

Pierwsze spotkanie

Siema:)
Wiem, mam już bloga z opowiadaniami  zawierszykowani.blogspot.com ale w tym będą tylko opowiadania romantyczne. Konkretnie saga opowiadań o Anieli i Nathanie. Jedno opowiadanie o nich jest na blogu, do którego przekierowuje link powyżej.
Więc zacznijmy wszystko od początku. Jak oni się poznali? No w szkole, ale nie ''zwyczajnie''. Z resztą co ja wam będę tu szczegóły zdradzała.
No, dodam tylko, że jest to wersja pamiętnikarska i to wszystko jest postrzegane przez Anielę.

Cz.1 Pierwsze spotkanie.
   Jak ja nie lubię październików. W końcu to drugi miesiąc po szkole i początek zimy! Grudzień ujdzie, bo święta. Ale październik... To najgorszy z miesięcy! Mało dni wolnych i ma dojść do klasy ktoś nowy. Kolejny facet. A mało ich tu? Oni stanowią większość klasy, a teraz jeszcze ma dojść ktoś nowy? Nie, ja się wypisuje! Znam chłopaków nie od dziś i jak ten nowy zacznie się z nimi kumplować, to według zasady ,,z kim się zadajesz tym się stajesz'' nie muszę już ujawniać więcej szczegółów. A mało to w tej szkole idiotów? Bo niewątpliwie, będzie to kolejny taki typek. Ale co poradzić? Ja sama nie jestem, powiedzmy ''normalna''.                                                                                     
                                                                               *** 

   Jak co dzień weszłam do szkoły widząc stojące przy kaloryferach dwie największe plotkary w klasie. Przywitałam się, ale one pogrążone w rozmowie ani drgnęły. Szturchnęłam jedną z nich - Lenę - i powtórzyłam przywitanie. Ona opowiedziała to samo i ruszyłam do szatni. A Lena z Julią  popędziły za mną krzycząc ,,czekaj!''. 
   Weszłyśmy do przedziału dla dziewczyn, ja ściągałam kurtkę a one były nakręcone jak katarynki i Julia gadała jak najęta.
  - Ten nowy, ma być dzisiaj! Podobno przyjdzie do nas na polskim, no w końcu ma się spotkać z wychowawczynią. Będzie oficjalnie przedstawiony całej klasie. Ciekawe z kim będzie siedzieć? -Julka zdawała się zamyślić. 
   - Na pewno nie z tobą, w końcu ty siedzisz z Leną praktycznie na każdej lekcji. -Po moich słowach Julka wyszła z zamyślenia i wtrąciła się Lena.
   - Masz racje. A ja słyszałam jak będzie miał na imię. 
   - O! Ja też. Mogę powiedzieć? Proszę, proszę.. - Błagała Lenę Julia. Nie można było się dziwić jej zachowania. Jedynaczka, rozpieszczona przez rodziców i w dodatku w czwartej klasie podstawówki! Ma prawo do bzikowania, jeżeli chodzi o kogoś nowego w klasie... Tak przy najmniej twierdzi Emila i Eliza.
  - No mów. - Wyraziłam zgodę. Julka podskoczyła z radości i jej długi kucyk z włosów razem z nią. A ten podskok musiał być naprawdę wysoki, bo całą twarz miała w długich, brązowych włosach.
   Ubrana była w czerwoną sukienkę w białe kropki i do tego grube białe rajstopy. Czerwone lakierki idealnie pasowały do jej malutkich stópek. Sama zaś nie była wysoka.
   Lena, która również chciała mi wyjawić imię tego nowego zdawała się posmutnieć. I ona miała kitkę, ale wyróżniało ją to, że jedyna ma czarne włosy. A grzywka zawsze wyglądała u niej idealnie. Miała niebieską bluzkę a na to jej ulubioną różowobiałą bluzę z Francji i czarne rurki. Byty to jak zwykle adidasy.
   Julka po odsłonięciu włosów stanęła bliżej mnie i wyszeptała:
   - Nathan.
   Imię to było dziwne i rzadko spotykane. Przynajmnijej tak twierdziłam. Ale skądś je znałam...
  Nie! Nie znałam go! To mi się skojarzyło z moją najlepszą pzyjaciółką - Natalią! Nathan i Natalia. Widać podobieństwo. Przynajmniej imion.
   - I... - Próbowałam coś jeszcze z nich wyciągnąć. To nigdy nie sprawia mi problemów. Nie mam wrogów, a one zawsze mówią to o co je zapytam, chyba, że same nie wiedzą.
   - Teraz mamy polski! - krzyknęła do mnie Lena głosem poddającym się, czy raczej jak by mówiła coś oczywistego. Stałam się osobą niekumatą w jej oczach. Rade rade kum kum!
   Nie, jednak kumam.
   - Faktycznie. To ja idę poczekać przed polonistyczną na lekcje. - oznajmiłam po odwieszeniu kurtki. Wzięłam plecak z podłogi, przewiesiłam przez jedno ramię i wyszłam z szatni z dziewczynami.
   Ustawiliśmy się przed salą razem z resztą klasy. Wszyscy mówili tylko o nowym. Wszyscy, tylko nie ja. Byłam jedyną osobą, której nie obchodził ten ''nowy''.
   Z wiru zainteresowanych ''nowym'' wykręciła się Natalia i podeszła do mnie.
   - Podobno Adam, Marek i Bartek go znają! A ty nie ciekawa nowego w klasie?
   - Nie -rzuciłam chłodno - to nic wielkiego, nic niezwykłego. Zwykły koleś, który zmienił szkołę z niewiadomych powodów! -Chyba przeraziłam Natalię ostrością mych słów. Ale opanowałam się w niewiarygodnie szybkim tempie.
   Przez tłum uczniów przecisnęła się pani Bąk i odkluczyła drzwi klasy. Weszła do niej a tuż za nią wszyscy inni.
   Najbardziej przeciskali się chłopaki i aż przywarłam do framugi drzwi. Ale jednego z nich -Bartka- udało mi się trącić z łokcia i zawył z bólu. Cóż, to nie był lekki cios. Specjalnie to zrobiłam i potem z uśmiechem weszłam do klasy.
   Jednak pogodny humor zniknął, równie szybko, jak się pojawił. Aż mi się żygać chciało, kiedy zobaczyłam, że wszyscy w klasie znowu gadają tylko o jednym!
   Pierwszy raz cieszyłam się, że zaczął się polski, bo na lekcji nie można gadać, choć i tak wszyscy to robią, ale z pewnym ograniczenia. Przed drzwiami dałam Nacie znać, co sadze o tym temacie, więc nie będzie mnie zagadywać. Jak dobrze, że jestem jedyna w miarę normalna, żeby nie zachowywać się w tej sytuacji jak pierwszoklasista! Zawiodłam się na zachowaniu mojej najlepszej przyjaciółki, ale to nie zmienia faktu, że ją lubię.

   Była już połowa lekcji. Wszystko szło dobrze, ograniczona ilość rozmów i mega skupienie na nauce - przynajmniej z mojej strony.
   Wtem coś przerwało moją naukę. Szczęście gdzieś prysło i otworzyły się drzwi klasy. Wszedł zupełnie wyluzowany chłopak z plecakiem z Nike, kurtce i czapce. Miał granatowe spodnie i fajne buty - adidasy. Widać było, że był nowy. Nawet nie był w szatni. Pewnie nie wie, gdzie ona jest. A do sali trafił dzięki sekretarce.
   -Dzień dobry. - powiedział. No nie, kolejny debil! Uznałam tak, po jego zachowaniu i niezwykle swobodnym tonem głosu. Jak by chodził do tej szkoły od zawsze i nie pierwszy raz spóźnił się na lekcje.
   Pani Bąk wstała i zaczęła przedstawić Nathana Leniwca. Większość klasy miała niezły ubaw z jego nazwiska. A oni? Co mieli powiedzieć o swoich? Jego na tle nazwisk tej klasy było najzwyczajniej w świecie normalne. Otaczają mnie nieduedukowane pierwszaki, pomyślałam.
   Po zakończeniu przedstawienia postaci ''nowego'' od dzisiaj Nathana usiadł on w ławce obok Marka. Mogłam się tego spodziewać. Te same typy. Ściągnął kurtkę i czapkę a następnie wyciągnął zeszyt.
   Lena siedząca przede mną się odwróciła i szepnęła do mnie i Natalii:
   - Ładny co?
   - Tak szczerze to nie. Ale to tylko ja tak twierdzę. Czy to ważne? - odpowiedziałam. I tylko dwa ostatnie zdania okazały się z mojej strony prawdą. Bo miałam słabość do blondynów. Ale i tak nie miałam zamiaru się z nim zakumplować. No może mogłabym, ale bez przesady. Nie tak, jak Lena i Julka.
   - Zgadzam się z przed mówcą - powiedziała Natka. Użyła mojego tekstu! Jak ja się z kimś zgadzam to go używam. Ale nie mam jej tego zazłe. Od razu posłała mi sójkę w bok i spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo.
   Lena się odwróciła i zaczęła plotkować z Julią. W myślach zadałam sobie pytanie retoryczne: ,,Ciekawe o czym?''

   Zadzwonił dzwonek oznaczający koniec lekcji. Chłopaki się strasznie szybko spakwali i wybiegli z sali nie chcąc mieć już nic więcej wspólnego z edukacją. Ha! Czekało ich jeszcze pięć lekcji! W tym jedna to miał być wf...
    Już miałam opuścić salę, kiedy niespodziewanie u mojego boku pojawił się Nathan! A miałam zamiar nie wtrącać sę w jego życie!
   - Cześć -przywitał się pogodnie -jak masz na imię?
   - Anniela -odpowiedziałam, niby to od niechcenia. -A ty, to Nathan?
   - Taaa. Benadziejne mam imię. Ty masz za to takie nietypowe...
   - Ja mam nietypowe! Ty kiedyś spotkałeś innego Nathana? Nie chodzi o książki i filmy!
   - Nie... A książek to nie czytam. Wiesz gdzie mamy teraz lekcje?
   - Na sali gimnastycznej. O! Przy okazji w szatni odwiesisz swoją kurtkę.
   - Tym zajął się Marek. Dzięki za info! - i się rozpłynął. Kurde, był miły, a ja myślałam, że do idiota. Chociaż, jak zobaczyłam z kim się teraz przywitał, to wiedziałam, że w takim towarzystwie, to nie będzie już miał szansy na bycie miłym.
   Zero szans. 






Mam nadzieję, że się spodobało. I pbardzo proszę o  komentarze =)